
Wprowadziliśmy się naszego wymarzonego mieszkania. niby nic wielkiego, zwykła kawalerka, ale dla nas to był przełom. Długo oszczędzaliśmy każdy grosz, na resztę wzięliśmy kredyt. Ale w końcu jest. mebli jeszcze zbyt wiele nie ma, ale nie są nam chwilowo do szczęścia potrzebne. Łózko mamy, stół też i kilka krzeseł. Postanowiliśmy jakoś uczcić nasz sukces. Zrobiliśmy parapetówkę. Gośćmi byli nasi znajomi, ludzie raczej młodzi, więc spartańskie warunki nikomu nie przeszkadzały. Najważniejsza i tak była cytrynówka produkcji mojego męża. Z myślą o tej imprezie przygotował ją już dwa miesiące temu. Dzięki temu teraz dojrzała i nabrała mocy. Żaden inny alkohol, czy to piwo czy inne nalewki, nie odniosły takiego sukcesu na tej imprezie. Mąż chodził dumny jak paw. Nie wiem nawet czy nie bardziej był dumny z cytrynówki, niż z naszego mieszkania. Ale co tam, niech ma. Ponieważ nikomu nie chciał zdradzić swojej tajemnej receptury, goście delikatnie wprosili się na następną imprezę. Szczerze mówiąc nawet nie wiem z jakiej okazji ma ona się odbyć.